Archiwum bloga

poniedziałek, 20 lutego 2017

Karnawał - jak grano i bawiono się w dawnej Zielonej

Pan Lucjan Lorkowski współpracujący z biblioteką od kilku lat nadesłał swoje wspomnienia czasu karnawału  przed laty w Zielonej.


                                               Dn. 17.02.2017 r.

Wspomnienia: jak wyglądał karnawał w czasie wojny i w pierwszych
                        latach powojennych.


Przedwojenny zespół muzyczny z Zielonej - fotografia ze zbiorów p. Sylwii Zaniewskiej

Muzykanci z dawnej Zielonej, na skrzypcach gra pan Końpa, na akordeonie pan Kamiński


Nawiązując do starej fotografii (jak wyżej), zamieszczonej przez panią Renatę Pogorzelską
dn. 31 stycznia 2017 w internecie na blogu ,,Biblioteka w Zielonej” chciałbym podzielić się swoimi wspomnieniami dotyczącymi ww. wymienionego zespołu. Teraz trwa jeszcze karnawał 2017 roku.
W wolnej, niepodległej i szczęśliwej Polsce trwają bale i zabawy karnawałowe na każdym kroku. Warto więc w tym okresie wspomnieć, jak wyglądał karnawał w czasie okupacji hitlerowskiej. Okupant wprowadził zakaz urządzania zgromadzeń, a więc było niemożliwe organizowanie zabaw i bali karnawałowych. Za nieposłuszeństwo można było wylądować w Oświęcimiu. Widoczny na zdjęciu przedwojenny zespół muzyczny z Zielonej działał jednakże dalej ale w ,,podziemiu”. Starsza młodzież organizowała sobie tajne bale i zabawy przeważnie w jakiejś odludnej chacie za wsią.
Takim ,,wspaniałym” miejscem do urządzania tajnych bali było dobrze mi znane Baśkowo. Były to 4 gospodarstwa chłopskie położone przy polnej, trudno przejezdnej drodze między Zieloną a Kosewem
(około 2 km od Zielonej). W jednym z tych gospodarstw mieszkała pani A., wówczas 20-latka.
W jej domu często orkiestra z Zielonej rżnęła oberki i polki, młodzież hulała ale na strychu domu zawsze ktoś stał i wypatrywał czy wachman (hitlerowiec) się nie zbliża. Kiedyś w pociągu, w czasie podroży z Gdańska do Mławy, pani A. opowiadała mi szczegółowo tamte wydarzenia.
Dzisiaj już nie ma tej sielskiej i anielskiej osady Baśkowa. Na miejscu dawnych gospodarstw  stoją teraz potężne siłownie wiatrowe, a z dawnego sielskiego krajobrazu zostały tylko wspomnienia.
Ja nie znałem przedwojennego zespołu muzycznego z Zielonej, ale osobiście znałem bardzo dobrze akordeonistę Kamińskiego Władysława i jego akordeon dmuchany nożnymi miechami. Nie jestem melomanem, ale cudowny głos akordeonu Kamińskiego słyszę do dzisiaj (a to już minęło ~70 lat).
 W okresie karnawałowym podczas okupacji pan Kamiński grał na swoim akordeonie głośno i oficjalnie, ale tylko na tak zwanych zabawach dziecięcych organizowanych w wiejskich chałupach, bo
dzieciom łaskawie okupant pozwalał się bawić. Na takim balu karnawałowym starsze towarzystwo podpierało ściany a dzieci szalały, tańcząc kujawiaki, mazurki i inne kawałki. Ja jako sześciolatek  też tam byłem i tańczyłem przy pięknych dźwiękach akordeonu Kamińskiego. Tam gdzie grał pan Kamiński to już nie była byle jaka zabawa, to już był bal. W tamtych wojennych czasach, takie zabawy taneczne starsze dzieci organizowały same sobie, zgodnie z polskim przysłowiem
,,niewola wszystkiego nauczy”. Mnie też chyba niewola czegoś nauczyła bo już po wojnie, jako starszak szkoły podstawowej (czyli jako 12, 13, 14-latek) byłem głównym organizatorem dziecięcych
bali karnawałowych w Zielonej (mojej rodzinnej wsi na Północnym Mazowszu).
Pamiętam dobrze jak to się organizowało, a więc tak:
- najpierw była rozmowa w grupie chłopaków rówieśników żeby gdzieś pohulać bo jest karnawał
- potem było szukanie chałupy w której można by potańczyć
- następnie zamawiało się muzykanta, to znaczy że ja udawałem się do pana Kamińskiego na
  pertraktacje, głównie w celu uzgodnienia ceny za granie na akordeonie przez wieczór.
  Cena przeważnie była symboliczna, około 20 zł (dzisiejszych).
- następnie była zrzutka na muzykanta po ~ 2 zł. Każdy taką sumę musiał od rodziców wyżebrać bo
  była bieda powojenna.
- następnie chłopaki uzgadniali które najładniejsze panny (rówieśniczki) zaprosić na organizowany
  bal karnawałowy.
- dzień przed balem, chłopaki (grupowo) chodzili do rodziców wybranych panienek i grzecznie prosili 
  o pozwolenie córce pójść na bal, przysięgając jednocześnie, że po zabawie ją odprowadzą.


                                                                                                          Cel moich wspomnień to:
                                                                                                           ocalić od zapomnienia.

                                                                                                          Lucjan Lorkowski
                                                                                                          Szczecin  

Brak komentarzy: