Archiwum bloga

środa, 26 maja 2021

Mali - wielcy czytelnicy w projekcie "Mała Książka-Wielki Człowiek"

 Oto dzieci, które wzięły udział w projekcie "Mała książka - wielki czlowiek"i otrzymały dyplom wraz z nagrodą. Wystarczyło 10 razy odwiedzic bibliotekę i wypożyczyć książki, a także za każdym razem nakleić na karcie czytelnika specjalną naklejkę z projektu, by stać się naszym specjalnym czytelnikiem-czytelniczką.  Przedstawiam tylko nagrodzonych od stycznia 2021 do maja tegoż roku. Oto kilka fotografii naszych milusińskich. A to jeszcze nie koniec.....

 












piątek, 14 maja 2021

Zegar słoneczny obok starego dębu pod Zieloną

 Pan Lucjan Lorkowski, który od kilku już lat współpracuje z naszą biblioteką wysyłając nam swoje wspomnienia z rodzinnych stron, snuje kolejną opowieść przywołując dziecięce lata w Zielonej.

"Mając 7-9 lat w okolicznościach, jakich się znalazłem, zostałem maloletnim budowniczym zegarów słonecznych. Urodziłem się w listopadzie w 1938 roku, we wsi Zielona na północnym Mazowszu. Zaraz po wojnie, czyli  w latach 1945-47 bardzo dużo rolników mojej wsi wypasało swoje konie, owce i krowy na nieużytkach "za górami" pod Straszewami. Mój ojciec jako "małorolny" obszarnik też z tego korzystał. Wypasaniem bydła przeważnie zajmowały się dzieci i ja też. Były to tereny pożydowskie, niczyje w pierwszych latach po wojnie, do czasu wejścia  w życie Dekretu Bieruta w 1947 roku. Wcześniej należały one do bogatej rodziny Kisielnickich i przez nich były obsiane pięknym lasem dębowym. Przed wojną ten dębowy bór wykupił Żyd, zbudował tam tartak i wyciął dęby . Został tylko jeden potężny dąb dwustuletni, który jest nadal ozdobą tego terenu i miejscem wypoczynku w czasie upałów dla turystów. Własnie w rejonie tego historycznego dębu , jako małolat budowałem proste i skuteczne zegary słoneczne.

Budowa zegara slonecznego polegała na wbiciu do ziemi  kamieniem prostego patyka na wysokość mojego pępka, a odczyt godziny polegał na pomiarze długości cienia  rzucanego na ziemię przez patyk . Długość cienia mierzyłem swoimi stopkami , stawianymi jedna za drugą. Wcześniej jednak sprawdzany był pomiar długości cienia ( co kilka dni) w ogrodzie rodzinnym i wg kontrolnej godziny na dużym zegarze domowym. Nadmieniam, że w tamtych latach powojennych każda chałupa wiejska miała duży zegar ścienny, ale małych zegarków naręcznych i kieszonkowych nie było prawie wcale. Tą kontrolną godziną była 11.00 odpowiadająca kilku moim stópkom. Dawała ona sygnał pastuszkom do rozpoczęcia spędzania bydła   z pola do zagród wiejskich na przerwę obiadową, która się rozpoczynała o godzinie 12.00 w południe.

Wg ostatniej stópki stawianej na cieniu zapadała decyzja, czy już wybiła właściwa godzina, czy jeszcze nie. Jeśli cień był dłuższy np. o mój duży palec u nogi , to znaczyło, że należy jeszcze trochę poczekać. W czasie wakacyjnych miesięcy ( czerwiec, lipiec, sierpień) dni słonecznych było bardzo dużo i wówczas budowany przeze mnie zegar słoneczny spełniał swoje zadanie skutecznie. Wczesniej nadmieniłem, że dąb przy ktorym budowałem swoje zegary słoneczne znajdował się za górami. W oczach dziecka to były góry, a w rzeczywistości to były wzniesienia morenowe. Najwyższe wzniesienie bylo koło Osówki i miało ok. 190 m. Tam własnie słynny generał Anders zbudował w 1939 roku wysoką wieżę obserwacyjną z drewnianych slupów, która służyła do obserwacji niemieckiego przedpola, bo do granicy było tylko 10 km. Generał W. Anders, jako dowódzca Nowogródzkiej Brygady Kawalerii miał wtedy za zadanie przygotowanie na linii obrony Lubowidz-Osówka-Zielona-Kuczbork. W pierwszych latach po wojnie okoliczna dzieciarnia i ja też urządzała sobie wspinaczkę na wieżę Andersa. Obecnie jest tam żwirownia, a po wieży Andersa zostały tylko wspomnienia. Jeszcze raz wracam pamięcią do historycznego dębu, przy którym budowałem zegary słoneczne.Życzę mieszkańcom tamtych terenów, aby dąb przetrwał następnych 200 lat i żeby ślepy los nie zniszczył go tragicznie, tak jak to się stało dwa lata temu w Szczecinie." 

W tym miejscu autor opowiada o 300- letnim dębie ze Szczecina, który już przestał istnieć - przełamany na pół. 

Dziękuję panu Lucjanowi za te piękne wspomnienia dotyczące przecież naszej wsi i jej dawnego mieszkańca, teraz Szczecinianina. A tu, by zobrazować miejsca opisywane w opowieści zamieszczam fotografię 200- letniego dębu koło Zielonej,  z ktorym zawiązana jest ciekawa historia opisywana na tym blogu wcześniej.


  Słynny dąb, w okolicy którego pan Lucjan budował zegary słoneczne. Na fot. rodzina Piotrowiczów, która od pokoleń opiekuje się dębem, chroniąc go przed ścięciem. Przodek p. Piotrowicza z fotografii umieścił na dębie krzyż. Tak uchronił go przed unicestwieniem. 


"Ziemianie w tyglu historii "opowieść pani Marii Magdaleny Trzaskowskiej

"Z dworu do kościoła prowadziła aleja kasztanowa. Nią właśnie w niedzielę i święta szło się spacerem na mszę świętą." - fr. książki pani Marii Magdaleny Trzaskowskiej pt. "Ziemianie w tyglu historii", rozdział - "Życie religijne we dworze".


 Cieszę się, że mogę polecić moim czytelnikom długo wyczekiwaną książkę pani Marii Magdaleny Trzaskowskiej pt. "Ziemianie w tyglu historii". Zawiera ona dzieje kilku pokoleń rodziny autorki, w tym jej osobiste wspomnienia, jak również te wyczytane z listów i innych rodzinnych dokumentów. Dla nas, mieszkańców Zielonej publikacja ta staje się szczególnie interesująca, ponieważ jej autorka urodziła się w Zielonej, gdzie mieszkała do wybuchu II wojny św.. Jej przodkowie, którzy władali majątkiem w Zielonej to:  Bobrowscy, Wielowieyscy, Obertyńscy. Wzmianki i opisy dotyczące Zielonej i dworu w Zielonej odnajdziecie w kilku rozdziałach. Przeczytacie tu , jak wyglądał dwór, dworski park, oraz życie, praca i rozrywki we dworze. Oto mały fragment: " W okresie  letnim dwór tętnił życiem i pracą, a spektakularne tego efekty dały się zauważyć dopiero w spiżarni. Przez cale lato i jesień robiono przetwory owocowe na zimę pod fachowym nadzorem dziedziczki, która nieraz osobiście włączała się w te prace."

Odpoczynek po pracy naznaczały rozrywki, " W lecie , gdy sporo osób przebywało we dworze, ulubioną ich rozrywką był tenis, jazda konna, a także spacery po parku i do pobliskiego lasu. Często też dom rozbrzmiewał śpiewem i muzyką, a czasem tańczono."

 Dużą część wspomnień zajmuje wojna i okupacja.  Ojciec pani Marii Zdzisław Marchwicki w czasie wojny służył w I Dywizji Pancernej generała Maczka. Po wojnie nie mógł wrócić do kraju, mieszkał w Edynburgu. Okazuje się także, że obca ziemia nie była dla Polaków gościnna. Często zmagali się z brakiem pracy, środków na życie, a przede wszystkim tęsknotą za krajem i najbliższymi.

 Bardzo zachęcam -  sięgnijcie po tę książkę! Znajdziecie ją w naszej bibliotece, do której zakupiliśmy 5  jej egzemparzy .