Prace Adama Nidzgorskiego, źródło Wikipedia, http://www.zespoldowna.info/czym-jest-art-brut-mwi-adam-nidzgorski.html
☺☺☺☺☺☺☺☺☺☺☺☺☺☺☺☺☺☺☺☺☺☺☺☺☺☺☺☺☺☺☺☺☺☺☺☺☺☺☺☺☺☺☺☺☺
Ostatnimi laty wiele osób interesuje się swoimi korzeniami, zastanawiają się skąd pochodzą ich przodkowie, kim byli. Czy są potomkami szlachty, chłopów, wyrobników, rzemieślników, mieszczan? Na przykładzie jednej z rodzin zamieszkujących niegdyś Krzywki-Bratki spróbuję prześledzić historię przodków. Może ktoś odnajdzie tutaj swoich pradziadów.
Będziemy się poruszać w wieku XIX i początkach XX. Wiadomości do tego zestawienia dostarczy ta strona :
Aby zrozumieć znaczenie nazewnictwa użytego w księgach metrykalnych należy je wyszczególnić . Spotykamy tam następujące zwroty:
Wyrobnik - wynajmował się do prac w gospodarstwie, nie mając własnej ziemi, ani często domu. Przemieszczał się od wsi do wsi często z całą rodziną.
Dziedzic części wsi - terminem tym określano drobną, często ubogą szlachtę , niewylegitymowaną ze szlachectwa. Szlachta ta według Glogiera , "najstarsza u nas, dostarczała w dawnych wiekach najwięcej ludzi do obrony granic Rzeczypospolitej uważając służbę wojskową nie za zasługę, ale za obowiązek." Dźwigała więc pług i miecz zarazem.
Dziad kościelny - W XIX wieku tak nazywano dzisiejszych kościelnych. Zapalali świece, sprawowali funkcję stróżów, posługaczy w kościele.
Dziad proszalny - żebrak, który wędrował po odpustach i modlitwą oraz śpiewem wypraszał jałmużnę.
Dziad szpitalny- Bardzo często przy kościołach księża organizowali szpitale, przytułki. Dziad szpitalny był więc pensjonariuszem takiego szpitala, często utrzymywał się z prac dorywczych. Nie zawsze wydźwięk nazwy - dziad miał charakter negatywny. W dawnej polskiej wsi dziadów, bab, dziadków i babek było wiele. W "Dziadach" Adama Mickiewicza można dostrzec poszanowanie i cześć dla duchów przodków-dziadów. Nasze pogańskie korzenie i zwyczaje w jakiś sposób uświęcały ludzi samotnie borykających się z życiem.
Młynarz - był majętnym człowiekiem we wsi, właścicielem młyna.
Mlynarczyk - pracował u młynarza we młynie
Nazwiska, które najczęściej pojawiają się we wsi Krzywki-Bratki w XIX i XX wieku to: Nadratowscy, Zielińscy, Dobrosielscy, Potrzuscy, Ługowscy, Tyliccy, Nidzgorscy, Krzywkowscy, Jabłonowscy, Bońkowscy, Murawscy, Grzybowscy, Trzcińscy, Borzuchowscy. Zdecydowanie najliczniej występują tu rodziny Nadratowskich, których według źródeł były dwie, niespokrewnione ze sobą.
Skupię się tu na rodzinie Zielińskich, którą jako mieszkańców tej wsi odnajdujemy już w XVIII wieku (być może i wcześniej). Byli więc związani z tymi ziemiami ponad 200 lat.
Jedną z wcześniejszych wzmianek o tej rodzinie jest informacja o ślubie Mikołaja Zielińskiego i Marianny z Nadratowskich w Krzywkach-Bratkach zamieszkałej (córki Stanisława i Petroneli) w Kuczborku w 1818 roku. W 1832 roku według metryk Mikołaj Zieliński ze wsi Krzywki-Bratki określany był jako szlachcic - gospodarz. Urodził się w 1780 roku w Zgliczynie Kościelnym, jako syn Macieja i Ewy. Dnia 21 grudnia 1836 roku Mikołaj umiera przedwcześnie, według aktu zgonu zmarł w Nidzgorze, choć był mieszkańcem wsi Krzywki-Bratki. Pozostawia po sobie żonę Mariannę z Nadratowskich. W tym samym roku rodzi się jego syn Bartłomiej Zieliński. Bartłomiej żeni się w 1866 roku z Marianną Nidzgorską z Krzywek-Bratek, córką Bartłomieja I Katarzyny. W akcie małżeństwa widnieje obok podpisu proboszcza Chudzyńskiego, podpis Bartłomieja Nidzgorskiego, który jako jedyny potrafił pisać. Pozostałymi dziećmi Marianny i Mikołaja byli : urodzona w 1821 roku Julianna Zielińska, urodzony w 1824 roku -Antoni Zieliński, urodzony w 1832 roku Józef Grzegorz Zieliński i Bartłomiej Zieliński, który w 1866 roku żeni się z Marianną Nidzgorską, córką Bartłomieja i Katarzyny z Krzywkowskich . Metryki wskazują także na Petronellę, jako córkę Mikołaja i Marianny Zielińskich urodzoną w 1829 roku.
Jednym z synów Mikołaja i Marianny był już wymieniany Antoni urodzony w Krzywkach-Bratkach w 1824 roku. Antoni żonaty był dwa razy. Pierwszy ślub odbył się w 1846 roku z Salomeą Rapacką, urodzoną w 1827 roku, córką Kazimierza I Honoraty z Czaplickich z Nosarzewa Polnego. Według informacji, które odnalazłam, mieli oni syna Józefa, urodzonego 26 sierpnia 1847 roku i córki : urodzoną 28 stycznia 1849 roku Józefę Zielińską i Ewę Zielińską urodzoną w grudniu w 1851 roku. Ewa Zielińska wyszła za mąż w 1871 roku za Józefa Jabłonowskiego ze wsi Zakrzewo w parafii Wieczfnia Kościelna . Kolejne dziecko Antoniego i Salomei to urodzony w 1854 roku Mikołaj Zieliński oraz Julianna Zielińska, która przyszła na świat w grudniu 1856 roku. W 1858 roku odnajdujemy kolejną ich córkę Juliannę , a 10 lutego rodzi się ich siódme dziecko Marianna Zielińska. Po śmierci Salomei Antoni żeni się powtórnie z Florentyną Bogurską w 1863 roku, a więc w czasie, gdy na ziemiach polskich wybuchło powstanie styczniowe. Nie mamy jednak żadnych informacji o ewentualnym udziale mieszkańców wsi w walkach przeciwko zaborcy. Florentyna Bogurska urodziła się w Niegocinie, później zamieszkała w Krzywkach-Piaskach. Rodzicami Florentyny byli Antoni Bogurski i Franciszka Modzelewska. Dziećmi Antoniego i Florentyny byli Antoni, Adam i Bronisława. Adam Zieliński ożenił się w 1902 roku ze Stefanią Stawiską, córką Józefa i Anastazji Murawskiej z parafii Radzanów. Owdowiał i ożenił się jeszcze dwa razy. Z pierwszego małżeństwa miał córkę, która poślubiła Tylickiego w Krzywkach-Bratkach oraz trzech synów z drugiego małżeństwa: Antoniego, ur. w 1909 r. oraz Adama i Henryka Zielińskich. Adam zmarł w młodym wieku, pozostali nie założyli rodzin. Antoni służył w kawalerii. Córka Adama Zielińskiego z małżeństwa z Tylickim miała kilkoro dzieci ( Kazimierza, Mariannę, Stanisława, Walerię i Jana). Stanisław i Kazimierz Tyliccy pozostali na rodzinnym gospodarstwie w Krzywkach-Bratkach. Stanisław zmarł bezżennie, natomiast Kazimierz poślubił Krystynę Sikorską, będącą przez wiele lat dyrektorką szkoły w Krzywkach-Bratkach. W tej chwili nikt z potomków rodziny Tylickich nie zamieszkuje tamtych stron.
Antoni Zieliński, syn Antoniego i Florentyny urodził się w Krzywkach-Bratkach w 1876 roku. Jego chrzestnymi byli Walenty Olszewski i Anna Domieradzka. Był on na tyle ciekawą postacią, że jako jeszcze młody człowiek został powołany do carskiej armii, w której służył prawdopodobnie 5 lat. Ze służby w armii carskiej nie wszyscy Polacy wracali, toteż musiała to być ogromna trauma dla Antoniego. Wielu powołanych próbowało się okaleczyć, np. ucinali sobie palce, aby pozostać w domu. On przetrwał służbę, powrócił do rodzinnego domu i do dziś krążą anegdoty wśród rodziny związane z przygodami Antoniego w carskiej Rosji.
Pierwszą żoną Antoniego była Marianna Kołakowska ze wsi Zakrzewo Frocki, parafia w Wieczfni Kościelnej, córka Stanisława i Feliksy z Grzebskich, poślubiona 15 lipca 1903 roku. Według relacji świadków z tamtych czasów, jej ojciec Stanisław był ławnikiem w sądzie. Z tego małżeństwa Antoniego i Marianny urodziło się czworo dzieci : Leon, Zofia ( ur.w 1907 roku), Stefan zmarły w 1911 roku, jako siedmiomiesięczne dziecko, Stanisław, również zmarły jako dziecko ( ur. w 1909 roku). (Siostra Marianny Kołakowskiej Helena Kołakowska wyszła za mąż za urodzonego w 1977 roku w Krzywkach-Bratkach Bronisława Tylickiego, syna Kazimierza i Józefy z Tabędzkich).
Leon Zieliński pozostał na ojcowskim gospodarstwie w Krzywkach-Bratkach ( 26 ha), natomiast Zofia wyszła za mąż za brata żony Leona i zamieszkała w Rzeszotarach w powiecie sierpeckim. Po śmierci pierwszej żony, jako 54-letni wdowiec Antoni Zieliński ożenił się powtórnie w 1925 roku z Wiktorią Tyszkowską, 22-letnią panną urodzoną w Unierzyżu, zamieszkałą w Szreńsku u krewnych Tyszkowskich (po śmierci wuja Tyszkowskiego, jego żona wyszła za mąż za Siemiątkowskiego) później w Krzywkach, gdzie prowadziła i nadzorowała gospodarstwo Siemiątkowskich. Z tego małżeństwa urodziło się czworo dzieci : Halina Anna, Jerzy, Franciszek Jan i Marianna. Syn z pierwszego małżeństwa osiadł na ojcowiźnie, sam natomiast z młodą żoną zamieszkał w Osowie, pracując na nowym, niewielkim gospodarstwie, które kupili wspólnie.
Kolejna wojna pokrzyżowała plany młodych małżonków, ponieważ ich nowy dom przejęła rodzina niemieckiego oficera. Antoniego i Wiktorię wraz z dziećmi przesiedlono do domu ich sąsiadów Ługowskich. Sami mieszkający obok Niemcy nie byli przykrymi sąsiadami. Antoni zmarł w 1957 roku w maju, w Osowie, w wieku 81 lat przeżywając kilka traumatycznych wydarzeń w czasie II wojny św. Można się zastanowić, jak przeszedł przez życie zachowując zdrowe zmysły. Myślę, że w dużej mierze pomogły mu pozytywny stosunek do ludzi i takie zdrowo-chłopskie pojmowanie świata "co będzie, to będzie". Antoni miał brata Adama, siostry Bronisławę i Franciszkę oraz przyrodnie rodzeństwo : siostrę Ewę, Mariannę, Juliannę, Józefę, Józefa oraz kolejną Juliannę.
Siostra Antoniego Zielińskiego - Bronisława poślubiła w 1889 roku, w wieku 16 lat 25-letniego Nikodema Nadratowskiego, syna Baltazara i Franciszki z Potrzuskich zamieszkałych w Krzywkach-Bratkach. Mieli kilkoro dzieci, w tym Helenę, Mariana i Ksawerego.
Ewa Zielińska (córka Antoniego i Salomei z Rapackich) i jej mąż Józef Jabłonowscy zamieszkali we wsi Zakrzewo-Wielkie w parafii Wieczfnia Kościelna. Prawdopodobnie to Ewa Jabłonowska, siostra przyrodnia Antoniego Zielińskiego (urodzonego w 1876 r.) "wyswatała" mu przyszłą żonę - Mariannę Kołakowską, zamieszkałą obok Jabłonowskich w maleńkiej osadzie Zakrzewo-Froczki.
Akt ślubu Antoniego Zielińskiego i Florentyny Bogurskiej
W skrócie:
Mateusz i Ewa Zielińscy ( zam. Krzywki-Bratki)
Mikołaj Zieliński ( syn Mateusza i Ewy)żonaty z Marianną z Nadratowskich ( Mikołaj umiera w 1836 r.) - dzieci- Julianna Zielińska, Antoni Zieliński, Józef Grzegorz Zieliński, Bartłomiej Zieliński, Petronella(?)
Antoni Zieliński ( ur. w 1824 roku, syn Mikołaja i Marianny z Nadratowskich) - w 1846 roku po raz pierwszy żeni się z Salomeą Rapacką, po raz drugi z Florentyną Bogurską, ze związku z którą rodzą się dzieci : Adam, Antoni, Bronisława i Franciszka.
Antoni Zieliński , syn, ur. w 1976 roku. po raz pierwszy żeni się w 1903 roku z Marianną Kołakowską ( dzieci: Leon, Zofia oraz zmarli w dzieciństwie Stefan i Stanisław), po raz drugi z Wiktorią Tyszkowską, z tego związku urodziło się czworo dzieci : Halina Anna, Jerzy, Franciszek Jan i Marianna. W Krzywkach-Bratkach mieszkają potomkowie Jerzego Zielińskiego, pozostali osiedli w okolicach. Na rodzinnym gospodarstwie w Osowie początkowo pozostała najmłodsza Marianna, by po 40 latach zamieszkać w Żurominie.
W 1828 roku natrafiłam na nazwisko Ignacego Wilczewskiego - krawca w Krzywkach-Bratkach.
W tym samym czasie szynkarzem w Krzywkach był Paweł Wiśniewski
W 1828 roku wspomniany jest Kazimierz Wachnowicz, dzierżawca części szlacheckiej w Krzywkach-Bratkach( 40 lat). Wachnowicze spokrewnieni byli z Niedziałkowskimi. Marianna Wachnowicz w 1833 roku poślubiła Błażeja Ługowskiego.
Stanisław Potrzuski , początkach XIX wieku w aktach metrykalnych określany jest, jako szlachcic i gospodarz. Na dole metryki widnieje jego podpis, co było rzadkością na wsi. Najczęściej jej mieszkańcy byli niepiśmienni.
W 1832 roku według metryk Mikołaj Zieliński ze wsi Krzywki-Bratki określany był jako szlachcic - gospodarz
1863 r. Ludwik Pstrągowski był kowalem w Krzywkach-Bratkach
Wiek XX - lata 30-te, okupacja i okres powojenny - jak żyło się w
Krzywkach- Bratkach
- ze wspomnień Zygmunta Zielińskiego-
"A więc zamykam oczy i wracam do wspomnień. Na stacji kolejowej Mława wsiadam do autobusu PKS w kierunku Żuromina.Autobus, jak zwykle zatłoczony, zajęte wszystkie miejsca stojące. Wysiadam po 18 km na przystanku Krzywki-Bratki. Wysiadają ze mną, jak zwykle trzy czy cztery osoby. Idziemy drogą żwirową około jednego kilometra. Początek wioski. Zaczyna się bruk. Od bruku idzie droga w kierunku szosy. Przecina ona szosę, prowadzi do prywatnych lasów i na pola uprawne zwane nowinami. Te dwie drogi tworzą trójkąt, w którym mają pole Szerszenie i Kąpińscy. Tą drogą jeździ się do Mławy. Wierzchołek tego trójkąta przy wsi jest wydzielony placem do użytku publicznego. Jest na nim figura w kształcie kamiennego, kanciastego słupa z metalowym krzyżem na górze i ogrodzona żelaznym parkanem. Przy tej figurze w maju odbywają się majowe nabożeństwa, na których kobiety i dziewczyny śpiewają pieśni nabożne. Figura ta jest miejscem pożegnań zmarłych mieszkańców wioski. Trumna była była wynoszona na ramionach sąsiadów do figury, tu następowało pożegnanie. Trumnę wkładano na furmankę i jechano na cmentarz do Kuczborka.
Tutaj też było miejsce do międlenia lnu jesienią przez kobiety. Snopki lnu były suszone w specjalnie wykonanej suszarni. Składała się ona z dwóch głębokich dołów połączonych tunelem. Nad jednym przykrytym ażurowo żerdkami ustawiało się ciasno snopki lnu i ciepło z ogniska pieca w drugim dole szło z dołu tunelem do góry w ustawione snopki. Wysuszone snopki następnie ogławiano z nasion i wysuszoną słomę kobiety na cierlicach przerabiały na paździerze i włókno lniane.W piecu do suszenia zawsze palił dziadek i Łukasz( Łukaszewski) piekł dla nas w tym ognisku ziemniaki. Len, nim trafił do międlenia , zaraz po wyrwaniu z ziemi był wiązany w snopki i jakiś czas był moczony w wodzie w stawie, a następnie rozkładany cienką warstwą na ściernisku. To było potrzebne, aby łodyga stała się łamliwa i włókno oddzielało się od niej. Z każdej łodyżki oddzielało się włókno na cierlicy od paździerza. Uzyskane włókno wyczesywało się na grzebieniach ( szczotki z nabitymi gwoździami) i związywało się we wiązki, a wyczeski nazywane były kądzielą. Płótno lniane było na wsi powszechnie używane, a w czasie okupacji niemieckiej było jedynym materiałem na pościel, bieliznę i ubrania.(...)
Na drugim brzegu wsi było skrzyżowanie dróg. W lewo pod kątem prostym była droga na wieś Krzywki-Bośki, w prawo w kierunku Osowy i Kuczborka. Przesunięta i prosta pomiędzy zabudowaniami Borzuchowskich i Trzcińskich droga prowadziła w kierunku wsi Nidzgora. Budynki mieszkalne były budowane równolegle kilka metrów od drogi, tak że przed każdym domem był ogródek kwiatowy. Płoty przy domach były drewniane ze sztachet. Układ zagrody wiejskiej był następujący: z prawej lub lewej strony prostopadle do domu mieszkalnego był budynek inwentarski ( obora, stajnia, chlew, kurnik w jednym budynku). Za oborą , równolegle do domu, a prostopadle do obory, stała stodoła. Stodoły były drewniane , pokryte słomianym dachem. Przed stodołą był kierat, który służył do napędzania sieczkarni i młocarni. Z boku, albo za stodołą stały drewniane wychodki. Tak usytuowane budynki stanowiły zamknięte podwórze. Studnie z kręgów betonowych stały kilka metrów przed domem. Przy niektórych był żuraw z przyczepionym drewnianym wiadrem, przy innych był kołowrót, a przy niektórych tylko drążek, do którego zaczepiało się wiadro do napełnienia wody. Przy studniach stało często koryto do pojenia zwierząt.
Na środku wsi był duży staw, który spełniał wiele funkcji: był basenem kąpielowym dla dzieci, wodopojem dla zwierząt , miejscem przebywania kaczek i gęsi, basenem przeciwpożarowym, a zimą lodowiskiem. Woda w nim była brudna, aż zielona.
Wszystkie domy były parterowe, dwu, albo 4-izbowe ze strychem, który był pomieszczeniem gospodarczym. Z sieni wchodziło się do kuchni, a z kuchni do pokoju. Kuchnia i pokój miały tą samą powierzchnię. Podłogi wykonane były z desek sosnowych . W kuchni pod podłogą była piwnica na ziemniaki. W kuchniach skupiało się całe życie rodziny. Stanowiła ona jadalnię, salon, miejsce na odrabianie lekcji przy pampie naftowej, sypialnię, a zimą była miejscem do przędzenia lnu i tkania płótna na krosnach. Wiosną wysiadywały pisklęta kwoki i odchowywano kurczaki lub inny drób." Autor tych wspomnień wykonał ręczny szkic wszystkich zabudowań wsi. Istniały więc tu 43 domy mieszkalne, a na środku wsi stała drewniana remiza strażacka, we wsi były także dwie kuźnie, jedna drewniana należąca do starego kowala Bieńkowskiego, która po jego bezpotomnej śmierci została rozebrana, druga zaś murowana była własnością Powierskiego. Co ciekawe na wzgórzu, gdzie później zbudowano szkołę podstawową, stał do 1944 roku drewniany wiatrak, własność rodziny Kowalewskich. Został on wysadzony przez żołnierzy wermachtu, którzy na jego miejscu zbudowali drewniany bunkier.
Prawie w każdym domu we wsi mieszkali lokatorzy, którzy w zamian za lokum, kawałek ziemi, utrzymanie krowy, świni i kur odpracowywali u gospodarza przez oznaczona ilość dni. Największe gospodarstwo we wsi należało do Morawskiej, która wtedy była wdową z dwójka dzieci i służbą, liczyło ok. 50 ha. Po wojnie komuniści wysiedlili tę rodzinę, ale w 1956 roku po dojściu do władzy Gomułki, Murawscy odzyskali gospodarstwo. Krzywki-Bratki liczyły 21 gospodarstw posiadających parę koni i 8 gospodarstw jednokonnych.
Oto szkic wsi wykonany na podstawie rysunku Zygmunta Zielińskiego, autora wspomnień.
Autor wspomnień podkreśla rolę rzemieślników w dawnej polskiej wsi. "Kowale obsługiwali także sąsiednie wioski. Roboty mieli dużo, bo kuli konie, klepali lemiesze i naprawiali inne narzędzia. Wszystkie wozy konne były na żelaznych obręczach. Wrabiali też podstawowe narzędzia potrzebne na polu i w gospodarstwie domowym, jak: motyki, noże , siekiery, okucia do drzwi i bram itp.. Cieśla Sobierajski był też uniwersalnym rzemieślnikiem na wszystkie rzeczy wyrabiane z drewna: robił więźby dachowe, okna, podłogi, proste meble, trumny itp." Bardzo potrzebnym rzemieślnikiem był też szewc Rochmiński. Buty były ze skóry i na skórzanych zelówkach. wszystkie elementy łączone były drewnianymi ćwiekami i szyte dratwą. Obuwie było bardzo drogie i łatanie ich było powszechnie stosowane. Mężczyźni na wsi nosili buty z cholewami ( jedne do roboty, a druga para od święta). Biedniejsi nosili kamasze. Dzieci latem biegały boso. Kobiety w gospodarstwie nosiły na nogach drewniaki na wysokich spodach bez napiętków zwane korkami." Krawcową we wsi była Zalewska. Fryzjerem męskim był Antoni Ługowski . zarówno muzykantem, jak i dentystą był Czajkowski. jego narzędzia dentystyczne sprowadzały się do kombinerek i czegoś w rodzaju śrubokrętu. Andzia Sobierajska świadczyła we wsi usługi religijne. Wszystkie nabożeństwa przy figurce i puste noce nie mogły obyć się bez niej. W każdej wsi była taka kobieta.
Oczywiście istniał także we wsi sklepik. czytamy: "W sieni była beczka z naftą z zamontowaną pompką, z której nalewano naftę do butelek lub blaszanych kanek. Przy tym niezbędne były akcesoria do lamp naftowych , jak knoty, szkła, zapałki.Z artykułów spożywczych była sól, ocet, soda, cukier, kawa i pewnie niewiele więcej. Olej wytłaczano z nasion lnu lub rzepaku w olejarni w Szreńsku, a kasze robiono z gryki, prosa lub jęczmienia w kaszarni w Turzy. Ważne na wsi było świniobicie, które odbywało się głównie z okazji ważnych świąt. Warzyw i owoców na wsiach spożywano niewiele.
Większość starszych mieszkańców, a szczególnie kobiet było analfabetami lub półanalfabetami , tzn. nie umiało pisać, albo z trudem czytało. Dla przykładu mój stryj Antoni rocznik 1920, który służył w "Ułanach" i był dobrym strzelcem, pełnił służbę już w kwietniowej mobilizacji 39 roku. Nie dostał awansu na kaprala, a tylko na starszego ułana , bo jak sam mi opowiadał- nie umiał pisać. Kilka lat przed wojną powstała we wsi czteroklasowa szkoła z jednym nauczycielem. Kilku mieszkańców ze starszych roczników, ok. 1900 r. miało jakieś podstawowe wykształcenie, między innymi mój ojciec, bracia Ługowscy i Nadratowscy. Jeden z mieszkańców Jan Płocharski ukończył weterynarię, a jego brat miał 9 klas, czyli tzw. Małą maturę. Mój wuj Ksawery Nadratowski miał ukończone technikum rolnicze.
Mężczyźni mieli Ochotniczą Straż Pożarną, a kobiety Kółko Różańcowe . Z organizacji politycznych istniała po wojnie silna partia Polskie Stronnictwo Ludowe, które komuniści zlikwidowali. Potem powstała mała liczebnie Polska Partia Robotnicza. W zimie 1947 roku , we wsi w śnieżną noc zjawili się żołnierze podziemia. Odwiedzili partyjniaków. Musieli oni zjeść legitymacje partyjne popijając wodą."
Autor opisuje swój rodzinny dom i codzienne życie na wsi w okresie poprzedzającym II wojnę światową, podczas niej i po jej zakończeniu.
"Dom nasz położony był w środku wsi przy brukowanej drodze, a za droga był staw. Za stawem było tzw." Zawodzie", gdzie znajdowały się gospodarstwa Nadratowskich i Tylickich. Dom nasz był jednym z ładniejszych na wsi. Był z czerwonej cegły i pokryty ocynkowana blachą. Miał dwa wejścia i dwie sienie od podwórza i od drogi. Pomieszczenie od podwórza było kuchnią, a od drogi pokojem. W kuchni toczyło się codzienne życie rodziny. Była pomieszczeniem do gotowania posiłków, jadalnią, sypialnią, salonem, pralnia i piekarnią. Pod podłogą znajdowała się piwnica, w której był zapas ziemniaków na zimę dla całej rodziny i karmienia świń. W kuchni paliło się drzewem i torfem. Kuchnia miała cztery miejsca na garnki, a w głębi za kuchnią był piekarnik, w którym jednorazowo raz w tygodniu mama piekła cztery blachy chleba. Umeblowanie kuchni było bardzo skromne. Przy wejściu z prawej strony stała ławka, na której zawsze stało wiadro z czystą wodą studzienną i drugie wiadro na zlewki. Po lewej stronie drzwi wejściowych stał kredens. Na przeciwległej ścianie szczytowej stał tzw. "ślaban". Był to drewniany tapczan z wysuwana połową skrzyni na noc do spania., a na dzień zasuwało się to i opuszczało drewniana klapę, a mebel zmieniał się w wygodną ławę. Za materac służyła prosta, zwykła słoma bez siennika. Po prawej stronie stało proste dwuosobowe łózko, w którym zamiast materaca także była prosta, żytnia słoma bez siennika, która co pewien czas wymieniano. Miedzy tymi meblami pod oknem stał drewniany stół z dwoma szufladami. Z obu stron stołu mieściły się jeszcze dwa krzesła. Dwa krzesła były także przed stołem. Na okres zimy wstawiano jeszcze kółko do przędzenia kądzieli, albo krosna do tkania płótna. Na wiosnę wstawiano kojec na dwie kwoki do wysiadywania kurcząt i kacząt. Nad kuchnią był duży okap, na którym wisiała połeć słoniny lub szynka z kością. To mięso dojrzewało i było krojone do chleba. Nie dotyczyło to jednak okresu niemieckiej okupacji. Przed drzwiczkami kuchni zawsze leżała kupka drzewa i kosz z torfem, bo ogień w kuchni w okresie zimy palił się prawie bez przerwy. Z kuchni prowadziły drzwi do pokoju. W pokoju było jedno łóżko dwuosobowe, otomana, tremo i szafa na ubrania, stół, sześć krzeseł , a w kącie stał piec kaflowy. Na oknach były firany i zasłony, a na stole był zawsze obrus. W piecu paliło się od wielkiego święta, a wstęp do pokoju był ograniczony. Był on sypialnią dla rodziców. W sieni stały schody prowadzące na strych i stało duże drewniane koryto, w którym mama przyrządzała pasze dla świń i drobiu. Były to gotowane ziemniaki z dodatkiem plew z gryki lub saradeli i świeżej śruty lub otrąb. Jedna izba i sień od frontu była wynajmowana dla lokatora za odrobek". Do połowy okupacji w domu autora mieszkała rodzina Witkowskich. W 1942 roku ich miejsce zajęła rodzina Tymińskich, która ze swojego domu była wysiedlona przez Niemców. Rodzina niemieckiego oficera była skromna i nie dokuczliwa. Kobieta była Czeszką, a oficer Niemcem sudeckim.
W 1944 roku we wsi zakwaterowano kompanię Wermachtu i dom Tymińskich zajęło dowództwo tego oddziału. U Zielińskich zajęli pokój przeznaczając go na kancelarię, a rodzinę Zielińskich ściśnięto w kuchni, przez którą wszyscy przechodzili. Jak wynika z tego warunki stworzono im fatalne. Być może dlatego urodzeni w czasie okupacji brat i siostra autora zmarli, jako małe dzieci. Zygmunt Zieliński tak to opisuje: " W czasie okupacji urodziło się jeszcze dwoje rodzeństwa. Braciszek Stasiu zmarł w wieku 2 miesięcy. Pamiętam, że ojciec pojechał z nim furmanką do lekarza w Szreńsku. Miał zapalenie płuc ( braciszek). Lekarz powiedział, że za mały chłop i za ciężka choroba. Następnie urodziła się Hania, była bardzo ładnym i zabawnym dzieckiem. Pamiętam, jak bawiła się z ojcem i ślicznie się śmiała. Przed śmiercią bardzo kaszlała.(...)
Pamiętam, jak miałem prawie siedem lat , jak nas dzieci z kilku wsi Niemcy zapędzili na folwark w Kozielsku do wyrywania chwastów z lnu. Był upał i nadzorca pozwalał się nam napić kubek wody z wiadra. Nie można było posiadać radia, nie było polskich gazet, a zimą w długie wieczory mężczyźni odwiedzali się w zwyczajowo ustalanych domach i ustalanym towarzystwie, palili papierosy skręcane z machorki, opowiadali o polityce i grali w karty. Młodzi zbierali się też grupkami, opowiadali bajki, grali w ślepa babę, w salonowca i inne wymyślne zabawy. Kobiety w zimowe wieczory miały do roboty skarpety i swetry na drutach, przędły len lub tkały płótno na krosnach. Sołtysem ojciec przestał być w drugim, albo trzecim roku okupacji. Na strychu w wybitym oknie zamiast szyby była wstawiona dykta. Między dwoma dyktami w oknie była ukryta tablica blaszana z białym orłem z koroną, która była dawniej umieszczona na słupie przed naszym domem, jako informacja, ze tu mieszka Sołtys. Po wyzwoleniu przekazana była nowemu sołtysowi , ale władze komunistyczne ją zdjęły ze względu na koronę orła. (...)
Ojciec co pewien czas jeździł furmanka do Mławy . Celem wyjazdów była obowiązkowa odstawa zboża, albo żywca. Ale przy okazji zawoził naszym kuzynom Tylickim produkty żywnościowe, jak mąka, ziemniaki, bo miasta głodowały.Na każdy wyjazd poza teren gminy musiała być wystawiona przez gminę przepustka, a na wozie z prawej strony musiała być tablica z nazwiskiem i imieniem, miejscem zamieszkania. (...) Nie wiem, jak długo, ale pewnie około roku kwaterowała we wsi ekipa mierniczych i projektantów melioracji rolnych . Byli to Polacy, urzędnicy, a kierował nimi, o ile pamiętam inżynier Szadkowski. Później został uwięziony i zamordowany w obozie. U nas kwaterował przedwojenny nauczyciel pan Smoliński. On nas - trójkę dzieci gospodarza uczył w zimowe wieczory, w ciągu jednej zimy. Następnej zimy razem ze Zbyszkiem Nadratowskim i Michałem Płocharskim , kuzynami starszymi ode mnie o trzy lata , mieliśmy tajne nauczanie prowadzone przez panią E. Płocharską, żonę weterynarza, który ukrywał się ścigany przez Niemców. Byłem bardzo chętny do nauki. Najlepszym moim kumplem rówieśnikiem był brat cioteczny Włodek Nadratowski. Razem wędrowaliśmy po polach i podpatrywaliśmy przyrodę. Razem uczestniczyliśmy w różnych zabawach i psotach. Włodek miał wielki dar do znajdywania gniazd ptaków, a szczególnie skowronków i czajek.(...) My z ciekawością kontrolowaliśmy te gniazda, aż do wyfrunięcia z nich młodych ptaków. Latem chodziliśmy na pastwiska do pastuchów. Tam rozpalaliśmy ogniska z wyschniętych krowich kup, strugaliśmy z wierzby fujarki, robiliśmy trąbki, piekliśmy ziemniaki i graliśmy w wymyślone gry. Najczęściej to były zabawy w piekarza, palanta i salonowca. Na podwórzu popularna była zabawa w dwa ognie i w klasy razem z dziewczynami. Ubrania mieliśmy bardzo liche i połatane. Latem chodziliśmy boso. Trzewiki skórzane zakładało się tylko od święta bez skarpet. Latem w drodze do Kościoła w Kuczborku dzieci i większość kobiet szła boso z butami związanymi sznurowadłami i zawieszonymi na szyi. Dopiero przy mości pod Kuczborkiem myło się nogi w rzece i zakładało buty. Po powrocie z Kościoła znów się na moście zobuwało.
|
Rodzeństwo Zielińskich z Krzywek-Bratek przed swoim domem ( Melania, Zygmunt i Danuta) |
(...) W 1944 roku, nie pamiętam dokładnie, czy wiosną, czy wczesnym latem, zakwaterowała we wsi kompania wermachtu.Mieli dużo lodzi do budowy mostów na przyczepach samochodowych i dużo samochodów ciężarowych. jeden pluton w tej kompanii zakwaterowany był w pobliskiej wsi Osowa. U nas dalej połowę domu zajmowała rodzina Tymińskich. Nasz pokój Niemcy zajęli na kancelarię, a nas ścisnęli w kuchni.W tej kancelarii wstawili zbite z desek piętrowe łóżko i spali tam sekretarz i pisarz. Drzwi do pokoju były otwarte i Niemcy swobodnie przechodzili przez naszą kuchnię na podwórze. Na podwórzu codziennie rano była zbiórka kompanii na apelu porannym. W domu Tymińskich umieściło się dowództwo oddziału, a w ich podwórku była kuchnia polowa. Na naszym podwórzu stał samochód sztabowy. Była to duża ciężarówka z obudowaną blaszaną budą, w której spal jej kierowca. Był to starszy łagodny człowiek, który bardzo mnie polubił i byliśmy zaprzyjaźnieni. Mówił, że ma syna w moim wieku, którego ja mu przypominam. Niemcy, którzy mieszkali w pokoju zachowywali się przyzwoicie. Jeden z nich o nazwisku Czoskie pochodził z Chojnic i umiał bardzo czysto mówić po polsku, choć rzadko się z tym zdradzał. Ordynansem w kancelarii był kulejący na jedną nogę inwalida o nazwisku Wojchno. Pobyt niemieckiego wojska we wsi był na tyle korzystny, ze nie pokazywali się żandarmi. Jak już wspominałem, za ubój świń groziło ciężkie więzienie. Ale ojciec z Tymińskim w nocy zaryzykowali przed świętami Bożego Narodzenia zaryzykowali dokonać w chlewie uboju. Tymiński starszy człowiek i spanikowany nie ogłuszył od razu świniaka, tak że obudzili śpiącego w samochodzie kierowcę. Ten przyszedł do chlewa i pomógł sprawnie dokończyć uboju. Ile im strachu narobił, to tylko oni wiedzieli. Za tę pomoc Niemiec dostał swoją dolę w mięsie. Ten kierowca bardzo często przynosił w ukryciu z kuchni pełna menażkę zupy, najczęściej grochówki. My z ojcem jedliśmy ją w ukryciu siadając w progu stajni. dawał mi czasem dropsy. Kierowca lubił smażyć ziemniaki. Stawiał wtedy dwie cegły, między nimi rozpalał ognisko, stawiał na nim garnek i smażyliśmy te ziemniaki. Jedliśmy je ze smakiem. Tę umiejętność smażenia ziemniaków wykorzystuję do dziś. Nauczył mnie robić maść na wrzody i ropiejące rany. Braliśmy czystą białą sosnową żywicę, masło i wosk w równych ilościach. To razem się smażyło i powstawała żółta, łatwo się rozsmarowująca maść. Nauczył mnie też szybkiej fermentacji tytoniu . Dał mi szczelne bakielitowe pudełko, do którego wkładało się tytoń, a na wierzch kładliśmy surowe krążki ziemniaków. Pudełko szczelnie zamykaliśmy, a po kilku dniach ziemniaki były czarne, a tytoń ładny, żółty i pachnący. c.d.n.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz