Inicjatywa zamieszczenia- Renata Pogorzelska, Biblioteka w Zielonej
Skróconą historię rodu przedstawia Zenon Purzycki:
Za zrywy patriotyczne konfiskata majątku i wydalenie.
Patriotom ku chwale, pamięci o ich męce;
To krótkie odtworzenie mojego rodu poświęcę...
Historię wypada zacząć od poznania szlacheckiego herbu rodowodu Purzyckich. Najwcześniejsze wzmianki o herbie pochodzą z 1421 roku. Jego powstanie opisałem pokrótce tak.
W każdym nawet najmniejszym narodzie,
Także w każdym skromnym rodzie,
Są liczne zdarzenia wielkie,
Tworząc ciekawe historie wszelkie...
Dzieje Purzyckich herbu Dąbrowa,
Gdzie na tarczy są trzy krzyże i podkowa,
To chlubne przykłady prawdziwego patriotyzmu
Z ogromnego polskiego patriotyzmu...
Już w czasach najazdu na Mazowsze Jadźwingów, Litwiniaków,
Zaciekłych i dzikich Prusaków;
Pra...pradziadowie wystawili liczne oddziały wojska,
Zebrawszy ziemian w siodłach, utworzyła się Konna Jazda Polska
( Nie wszyscy zapewne wiecie,
Że była uznawana za najdzielniejszą na świecie)
Formując się w gęstej dąbrowie, zostali zaatakowani i rozbici,
Jednak po rycersku napierali, zwarli się, aby nie zostać pobici.
Walczyli dzielnie z krzyżami świętymi na tarczy,
Nie wątpiąc, czy sił każdemu wystarczy!
Zatrwożona okoliczna szlachta do pomocy przybyła
I wspólnymi siłami wrogów sromotnie pobiła,
Bo podniosła ducha wśród polskiego oręża,
Dając dowód, jak duch patriotyczny zwycięża.
Za to władcy dawali rycerzom ziemię - nagrodę zwycięstwa,
Dzieląc sprawiedliwie według ich zasług i męstwa,
A tych, co zginęli z rąk zaborczego wroga,
Żegnały tłumy modlące się za ich dusze do Boga.
Odtąd na cześć zwycięstwa i dla przodków chwały,
Liczne rody, jak nasz herb Dąbrowa przyjmowały!
Potem ich potomkowie bronili Polski przed częstymi ,,potopami",
I wielu z nich poległo walcząc z zaborcami...
Jak w ostatnie okrutne okupacje niemieckie, sowieckie, gdzie ginęli niewinni!
Chociaż to smutne historie, ale młodzi poznać je powinni!...dowód, jak duch patriotyczny zwycięża!
Historię rozpocznę od pradziadka Purzyckiego Józefa, syna Adama i Marianny Bagińskiej z Przełęku w dawnych Prusach- powstańca styczniowego, który urodził się w 1824 roku w Przełęku między Lidzbarkiem, a Działdowem, na pograniczu Warmii i Mazowsza. Miał trzy żony. Pierwsza to Kunegunda Olszewska z majątku w Zdrojku, gmina Zieluń. Po jej szybkiej śmierci ożenił się z szlachcianką Bogumiłą Nadratowską, córką Wacława urodzoną w 1822 roku, której rodzice posiadali kilkaset hektarowy majątek w Przeradzu Małym. Józef z własnych środków i posagu żony powiększył majątek rolny w Zdrojku do powierzchni 83 hektarów. Pradziadkowie Bogumiła i Józef Purzyccy dochowali się pięciorga dzieci. Najmłodszy z czterech synów Władysław, urodzony w 1864 roku w Zdrojku - to mój dziadek.
W tym samym czasie na nieszczęście całej rodziny pradziadek Józef zostaje zesłany na Syberię za czynny udział w Powstaniu Styczniowym w 1863 roku.Jak wiadomo powstanie zakończyło się po roku walk tragicznie, gdyż zginęło wtedy 30 tysięcy powstańców, a czterdzieści tysięcy zesłano na Sybir.
Po zesłaniu pradziadka cały majątek rodzinny został skonfiskowany, więc starsi synowie w różny sposób musieli zarabiać na utrzymanie młodszej siostry i brata Władysława. Na domiar złego prababcia Bogumiła borykając się z wieloma trudnościami popadła w chorobę i z powodu braku pomocy medycznej umiera w 1873 roku.
Po śmierci prababci rodzina się rozpadła. najstarszy syn Modest też walczący w Powstaniu Styczniowym, ale nie ujęty, żeni się i osiada na gospodarstwie rolnym w Bagienicach, gmina Zielona.Jego sym z kolei dziedziczy gospodarstwo po rodzicach i w 1913 roku powiększa dokupując drugie w Galominie, gmina Zieluń.
W 1870 roku po odbyciu 6-letniej katorgi na Syberii wraca pradziadek Józef. Po śmierci prababci Bogumiły żeni się po raz trzeci z gosposią Józefą Żuchowską w 1874 roku. Przez zdrowie nadwyrężone katorgą umiera w 1889 roku w Zdrojku mając 65 lat.
Najmłodszy syn Władysław ( mój przyszły dziadek), mający wówczas 25 lat tuła się po rodzinie, bo nie lubił macochy, jak reszta rodziny chyba z powodu mezaliansu. Wkrótce dostaje się do przyjaznego majątku swojej babci Nadratowskiej w Przeradzu, gdzie nabywa dużą praktykę rolniczą.
W 1884 roku Władysław zostaje powołany do wojska rosyjskiego celem odbycia 6- letniej służby. Po jej zakończeniu w 1890 roku powraca w rodzinne strony. W Długokątach poznaje szlachciankę pannę Elżbietę Długokęcką, urodzoną w 1870 roku, córkę Tomasza i Józefy z Krajewskich, która wspólnie z bratem prowadzi wielohektarowe gospodarstwo po zmarłych rodzicach. Jeszcze w tym samym roku pobierają się. Elżbieta miała wtedy tylko 20 lat. Małżeństwo było bardzo udane, a dobrze prosperujące gospodarstwo pozwoliło w 1898 roku na spłacenie brata babci - Józefa, który ożenił się w Chmielewku.
Po kilku latach pomyślnego gospodarowania sprzedają w 1900 roku swój majątek i kupują większy o powierzchni 75 ha w Pepłowie. Jednak już w 1905 roku dziadek Władysław skorzystał z okazji , gdy w jego rodzinnych stronach parcelowano majątek Gościszka, sprzedał swój w Pepłowie i nabył ośrodek tego majątku o powierzchni 90 ha z murowanymi budynkami i dużym parkiem. Z tymi dobrami dziadek Władysław został wpisany w poczet szlachty mazowieckiej wg spisu z 1907 roku dawnego województwa płockiego.
W 1907 roku pojawia się następna okazja, ponieważ tuż obok w Przyspie znajduje się 120 ha gospodarstwo, które kupuje po sprzedaży ośrodka w Gościszce od powinowatych dziadka Jana i Stanisława Gołębiewskich, którzy osiedlają się pierwszy w Gnojnie, a drugi po sąsiedzku w Łążku. Był to również okazały majątek , w którego skład wchodziły zabudowania, duży ogród owocowy, łąki torfowe i urokliwe brzozowe zagajniki.
Dziadkowie nie tylko dbali o rozwój gospodarstwa, ale także o powiększenie rodziny. Mimo ciężkiej pracy babcia Elżbieta urodziła dziesięcioro dzieci, z których pięcioro niestety zmarło w dzieciństwie. Pozostała jedna dziewczynka i czterech chłopców. Szkołę Podstawową kończyli w Kuczborku i Zielonej, uczyli się także w Żurominie.
Dalsza naukę przerwał wybuch I wojny światowej w sierpniu 1914 roku. Niemcy po wkroczeniu w grudniu w 1914 roku do Przyspy zniszczyli pszczelą pasiekę i zabrali część koni. Dziadek Władysław chcąc ochronić swoją piękną wyjazdową parę klaczy ( matka z córką) postanowił je ukrywać dniami i nocami w bagnistej dolinie z zagajnikiem. Niestety przeziębił się doprowadzając do zapalenia płuc. Po kilkunastu miesiącach, w 1917 roku zmarł z braku właściwej opieki lekarskiej. W momencie umieszczania trumny na saniach obie klacze zarżały przeraźliwie, jakby oddając hołd swojemu panu. Gdy trumnę składano w grobie zwierzęta ponownie to powtórzyły, kierując się intuicją, bowiem stojąc za murem cmentarza nie mogły widzieć tego momentu. Było to niezwykle przejmujące wrażenie dla uczestników pogrzebu.
Wojna, śmierć dziadka, zabieranie bydła i koni sprawiły, ze warunki w gospodarstwie znacznie się pogorszyły, babcia została sama ze służbą, bo synowie walczyli w 1920 roku z hordami rosyjskimi na froncie, który oparł się również o Przyspę.
Wcześniej harmonijne małżeństwo dziadków stwarzało dobrą atmosferę w całym gospodarstwie. Dziadkowie byli bardzo pracowici i zorganizowani, bez nałogów i ogromnie gościnni, co zjednywało im sympatię u rodziny i sąsiadów. Dzięki tym walorom osiągnęli dobry status materialny pozwalający na stworzenie odpowiednich warunków do ich startu w dorosłe życie.
Babcię Elżbietę los nie oszczędzał. Od wczesnych lat ciężko pracowała. Zmarła w 1931 roku przeżywając tylko 61 lat. Została pochowana obok swojego męża w rodzinnym grobowcu na cmentarzu parafialnym w Kuczborku.
Jeszcze w czasie choroby w 1916 roku dziadek zadysponował podział majątku Przyspy. Część liczącą 50 ha przeznaczył młodszej córce. Jednak jej nieudane małżeństwo i wczesna śmierć spowodowały , ze ta część przeszła w obce ręce, sprzedana przez zięcia w 1919 roku posłowi Góralskiemu. Większą część majątku Przyspa dziadek zapisał na syna Franciszka ( mojego ojca) urodzonego w 1899 roku w Dłogokątach, zobowiązując go do spłacenia pozostałego rodzeństwa.
Przerwę w gospodarowaniu spowodowało powołanie do wojska i walka w 1920 roku z bolszewikami. Po powrocie żeni się w 1922 roku z Marianną Bogucką herbu Awdaniec, urodzoną w 1903 roku. Jej babcia Wyszyńska herbu Sas była krewną Prymasa Tysiąclecia. Siostra prababci Wyszyńskiej związana była z rodem generała Jarosława Dąbrowskiego. Marianna Bogucka ciężko pracowała, na sen przeznaczała tylko 4 godziny na dobę. Będąc tak pracowitą osobą w sposób istotny przyczyniła się do rozwoju gospodarstwa, jednak obciążenia z tytułu spłat rodzeństwa męża były tak ogromne, że zmusiły do sprzedaży kilkunastu hektarów. Pozostało jeszcze 54 hektary doskonałej ziemi z łąkami ( w tym 6 ha nieużytków, tj. las i kopalnia torfu). Małżeństwo było zgodne i owocowało trójką dzieci urodzonych w Przyspie. Wiesław urodzony w 1924 roku, druga Danusia urodzona w 1925 ( zmarła w wieku 5 lat), trzeci syn Zenon urodzony w 1934 roku.
Miło dzieciństwo się dziś wspomina,
Bo bezpowrotnie ono przemija!
Toteż przenoszę się myślą do wytęsknionych
Miejsc tajemniczych, bardzo ulubionych,
Mych lasów brzozowych usianych grzybami,
Pięknych łąk zielonych zapełnionych pieczarkami,
Bagien torfowych, gdzie gnieździły się czajki i liczne ptaki,
Bo to był wyjątkowo urokliwy... raj taki!
Wracam myślą do żyznych pól malowanych
Gryką białą, pszenicą pozłacanych, żytem posrebrzanych.
O Polsko! Musisz być wciąż męczona podłymi zdradami
I z czterech stron świata ciągłymi najazdami?!
Jeszcze z dreszczem wspomnę tamte czasy,
Kiedy bombardowały kraj niemieckie sztukasy!
Uciekaliśmy z żywym dobytkiem w las brzozowy,
Lecz rozpierzchły się wystraszone konie i krowy...
Trzy dni konie po okolicy brykały,a nie błądziły,
Bo są tak mądre, że same do stajni wróciły!
Rodzice ciężko pracowali, jednak mieli wciąż obawy,
Czy spełnią okupantowi wszelkie żywnościowe dostawy!...
Wiesław już 18-letni nie bawił się z kolegami w wojnę,
Bo zaczął prawdziwe działania zbrojne!...
Mama najbardziej się martwiła,
Ale syna na partyzancką niedole pobłogosławiła!...
W czasie wojny majątek moich rodziców stanowił schronienie dla członków podziemnej organizacji niepodległościowej, do której należeliśmy całą rodziną. W bunkrze pod snopami zbożowymi w stodole mieściła się kryjówka dla jej członków. Ja sam jako małoletni "Gawrosz" pełniłem funkcję obserwatora na stodole ( dzwoniąc umownie, gdy zbliżał się pojazd niemiecki), łącznika między oddziałami w Gościszce, Kuczborku i Zielonej oraz doręczyciela żywności w bunkrze.
W wieku 8 lat to była duża odwaga i odpowiedzialność tej "małej konspiracji". Przez jakiś przypadek mogło się wszystko wydać. Pewnego razu miałem w wiadrze upchane paczuszki żywności przesypane otrębami. Niosąc to partyzantom ogromnie się stresowałem, bo nagle zjawił się na podwórzu konny patrol niemiecki. Jeden wojskowy podjechał do mnie i szpicrutą trzasnął po głowie, powodując mój upadek z wiadrem. Całe szczęście, ze mama otręby na wilgotno ugniotła i poza wierzchnią warstwą cudem nie wypadła żywność. To nas ocaliło przed wpadką. Ja przestraszony, stękając zgarniałem do wiadra otręby i ... patrol tym ubawiony ze śmiechem odjechał... Prawie przez całą okupację było wiele takich stresowych sytuacji.
Po zakończeniu wojny władzę, jak wiemy przejęli komuniści. Powołując się na dekret Bieruta o reformie rolnej, w odwecie za pomoc Armii Krajowej, usunęli nas w 1946 roku z majątku rodzinnego nocą marcową przy pomocy grupy zbrojnej UB. Musieliśmy uciekać szybko, zostawiając prawie cały dobytek i nie nakarmione zwierzęta. Otulony w pierzynę ze łzami w oczach wspominałem, jak całymi letnimi porankami cwałowałem konno przez piękne łąki z kolegami z ze wsi, m.in. z najbardziej zżytym Jurkiem Orkwiszewskim. Wieczorem mieliśmy tę samą frajdę zabierając konie do stajni. Ileż to razy spadaliśmy z tych rozpędzonych rumaków! Na szczęście bez szwanku! Ponieważ zbliżały się Święta Wielkanocne wspominałem, jak je hucznie obchodzono.
Na stole stał m.in. duży kosz święconych jajek. Gospodarze i liczni goście na śniadaniu w pierwszym dniu świąt stukali się jajkami przed spożyciem i komu się rozbiło, musiał je oddać gospodarzowi z prezentem, jeśli nie zaśpiewał lub nie opowiedział czegoś śmiesznego. Także dyngus był bardzo wesoły dla młodzieży. Dziewczyny były doprowadzone blisko studni i oblewane całymi wiadrami wody. Takie ociekające wracały do domu, aby się przebrać. Były bardzo zadowolone, bo uważały, że "najmocniej oblana zziębnięta i blada, to ma powodzenie nie lada !"
Ja teraz tez drżałem z zimna i strachu w te marcową noc uciekając na furze z mamą do najbliższej zamieszkałej rodziny w Turzy koło Mławy. Przez jedną barbarzyńską noc straciliśmy dorobek całych pokoleń, a ból ściska serce do obecnej chwili.
W niedługim czasie majątek został rozparcelowany, budynki rozebrane, później wycięto piękny las. Majątek rodzinny został więc ponownie w dziejach rodu skonfiskowany, a właściciele wyrzuceni.
Wiesław , jako dowódca oddziału AK ps."Tyczka", nie mogąc pogodzić się z taką niesprawiedliwością, podjął wraz z kolegami z konspiracji walkę zbrojną z reprezentantami władzy, będącej pod wpływem sowieckim.
Już od 1944 roku powstawały silne oddziały dysponujące ciężkim sprzętem, jak działa i czołgi.Osobiście takie duże zgrupowania widziałem w różnych rejonach kraju. W 1947 roku mieszkałem z rodzicami jeszcze na Mazowszu w Lubowidzu, gdzie dzierżawiliśmy małe gospodarstwo rolne. Jednak tata miał zamiar objąć większe na Ziemiach Odzyskanych, gdzie już ulokowali się bracia ojca - Stach i Olek. Niestety, planowany wyjazd został wydany przez konfidentów Urzędowi bezpieczeństwa w Mławie. Dnia 21 czerwca 1947 roku ośmiu "ubeków" zrobiło zasadzkę w naszym domu licząc, że na pożegnanie przyjdzie Wiesław. Usadowili się w małym pokoiku na strychu wystawiając wartę na dole. To był tzw. "kocioł"- kto do niego wpadł, nie mógł wyjść. Aby utrzymać tajemnice o zasadzce przychodzący do nas sąsiedzi i koledzy ( bo nie moglem pójść do szkoły) - byli zatrzymywani.
Po dwóch dniach nad ranem zapukał do drzwi Wiesław. Mama prowadzona pod pistoletem musiała otworzyć drzwi. Uchylając, krzyknęła: "Synu, uciekaj, na górze pełno ubeków"! Ogromny funkcjonariusz, kierując pistolet w stronę brata pociągnął za spust, ale broń nie wypaliła. Wiesław wyrwał mu pistolet bijąc nim ubeka. Zmykając już przez podwórze , seriami strzelał w powietrze z automatu "Bergman" i rzucał granaty za sobą. Zrobił tyle hałasu dla wrażenia , że jest z całym swoim oddziałem. To wstrzymało ubeków przed pościgiem. Z pozycji leżącej na strychu strzelali tylko w dach, robiąc z niego sito. Tata cały czas podczas zasadzki trzymany był na górze, mając związane nogi i ręce. Po ucieczce Wiesława i wypuszczeniu zakładników, katowali ojca bestialsko, a mamie nakazali wycierać krew. Po pewnym czasie wyprowadzili go ze związanymi rękoma, popychając dźwigającego się na nogach. zainscenizowali jakby winę ojca uciekającego i... zastrzelili!!!
Według dokumentów IPN nawet prokuratura wojskowa nie chciała początkowo zatwierdzić protokołu tej bandyckiej zbrodni na niewinnym ojcu, a my... dostaliśmy znowu nakaz wydalenia.
Dostaliśmy nakaz wydalenia, tym razem z województwa warszawskiego. Wyjechaliśmy więc do mojego chrzestnego ojca inż. Stanisława Boguckiego, brata mamy w Częstochowie. W Dębowcu koło Częstochowy mama objęła w leśniczówce funkcję gospodyni. Natomiast Wiesław działał bardzo intensywnie odwetowo przeciwko ubowcom na dotychczasowym terenie. Został dowódca oddziału partyzantów, którym także zabito ojców. Otrzymał więc nowy pseudonim "Ojciec", a w akcjach zbrojnych obsługiwał karabin maszynowy, jak pod Okalewem, co wspominał "Kurier Żuromiński". Również książki "Żołnierze wyklęci" oraz "Ostatni Leśni" uwidaczniają dokładnie bohaterstwo, tragizm i bogatą historię całej Armii Krajowej". W 1948 roku Wiesław ciężko ranny - został zmuszony do kuracji i odpoczynku. Nocnymi pociągami dostał się do mamy po cywilnemu, ale z bronią. Tam ukrył się na krótko ranny mój brat Wiesław, ale został wydany przez konfidenta UB ze Straszew. Przyjechało trzech ubeków z Mławy. Po seriach strzałów brat został ciężko zraniony, ale nie poddał się żywy. W wieku 24 lat, jako bohater dzielnie walczący z hitleryzmem i stalinizmem o niepodległość Polski złożył swe życie na ołtarzu Ojczyzny, jak ojciec. Cześć ich pamięci! Wielokrotnie był ranny. W poprzedniej zdradzieckiej zasadzce dostał z automatu serię aż 28 draśnięć, ale uniknął wtedy śmierci... Aż w dalekim Dębowcu ( jak nasi dawni przodkowie w gęstej dąbrowie) dnia 20 kwietnia 1948 roku to go spotkało...
Po wrzaśnięciu Wiesława padł cichy jego strzał ostatni,
Bo nie mógł uciec z oblężonej matni!
Przez drzwi wyważone ubecy zobaczyli Wiesława padającego...
Oddali więc bestialsko po strzale do... martwego!
Mama przestraszona zrobiła do tyłu pół kroku
I... upadła bez życia w ogromnym szoku...
Wiesław wydawał się jej z każdą sekundą coraz mniejszy,
A pokój wirował i stawał się coraz ciemniejszy!
W głowie tylko szum i jakby zapadała się krwawa podłoga
Ostatkiem sił wyszeptała modlitwę do Matki Boga:
"Matko Święta! Ratuj mnie bezsilną, bo tylko Ty jedyna
Rozumiesz, jak mocno serce boli po śmierci niewinnego, młodego syna!...
Od dziecka, gdy zostałam bez matki, Ty zawsze pomagałaś w ukryciu!
Także po odejściu córeczki, w konspiracji, po nocnym wysiedleniu, po katowaniu męża i zabiciu!!!
Matko Droga! Weź mego syna do Bożego Nieba,
Bo za wolność Ojczyzny nawet życie oddać trzeba!"
Nagle mamę porwali i wlekli, bo to w mentalności ubekowej,
Polecając milicji oddać Wiesława tylko medycynie sądowej!...
Zdradził nas będący na usługach ubeków daleki kuzyn, ponieważ chciał zniszczyć naszą rodzinę po zawłaszczeniu ważnych dóbr zabranych z Przyspy, a zostawionych na krótki okres u niego. Doprowadził do tragedii, a dobra nasze sprzedał wraz ze swoimi , zamieniając w krótkim czasie na alkohol. Jednak karę sam sobie wychodził, bo zginął w więzieniu, gdyż domagał się nagrody za wydanie Wiesława.
W tym czasie mamę więziono przez dwa lata po wyroku za: ukrywanie syna z bronią, o której nie wiedziała, a powinna wiedzieć". Sąd wojskowy uzasadnił to, ze wyrok jest zmniejszony o połowę za wsparcie żywnościowe m. in. sąsiedniego Oddziału Batalionów Chłopskich z narażaniem życia. Według zeznań córki Góralskiego Ireny, pod koniec wojny Niemcy wydali na całą naszą rodzinę karę śmierci za ucieczkę partyzantów z domu przed pośpiesznie wycofującą się jednostką frontu hitlerowskiego, która nagle wtargnęła do Przyspy z hukiem. Cudem nie zdążyli wykonać tego wyroku na nas! Akta tej sprawy znajdują się w Instytucie Pamięci Narodowej. Natomiast "swoi" wyzwoliciele więzili mamę w różnych odosobnieniach , aby uniemożliwić odwiedziny: w Mławie, Działdowie, Grudziądzu i Warszawie na ulicy Rakowieckiej. Musiała ciężko pracować w kuchni naczelnika więzienia ( tego ostatniego). Drżała, gdy zakrwawiony, wracał do domu na obiad ten oprawca po biciu więźniów politycznych.
Jeszcze w 1948 roku wróciłem do Lubowidza, gdzie matka kolegi szkolnego, pani Leokadia Ataman wzięła mnie na stancję, którą finansował wujek Stanisław z Częstochowy, pomimo posiadania pięciorga dzieci.
Mając zaledwie 14 lat tułałem się po rodzinie, jak kiedyś dziadek Władysław. Naprawdę żyło się bardzo ciężko, chociaż pomagała nam część rodziny, jak wspomniany wyżej wujek oraz bracia ojca Olek i Stach. Zgodnie z tradycją rodzinną stryj Olek, jako oficer rezerwy brał patriotyczny udział w kampanii wrześniowej 1939 roku. Opowiadaliśmy więc sobie o naszych czynach niepodległościowych.
Podczas pobytu mamy w więzieniu załatwiliśmy ze stryjem Stachem( bratem ojca) pobyt w skromnym internacie przy Technikum zawodowym w Jeleniej Górze, gdzie się uczyłem. Ponieważ byłem bardzo żywotny, muszę dodać więcej szczegółów. Tam ukończyłem kurs modeli żeglarskich, wygrywając wyścigi na zalewie w Pilichowicach ( ale po uroczystości mini żaglówkę mi skradziono). Następnym był kurs z licencją żeglarza. Przed maturą zacząłem naukę i początkowe loty szybowcowe.
Po maturze wróciłem do centralnej Polski zatrudniając się w Fabryce Papieru w Jeziornie kolo warszawy. Otrzymałem mieszkanie kwaterunkowe - bardzo skromne, ale z mamą nareszcie stworzyliśmy jakiś wspólny dom. Dla odreagowania po przejściach zająłem się małą działalnością "artystyczną". Najpierw w "Magazynie Rozmaitości" Polskiego Radia pod red. Zofii Raciborskiej- opowiadając dowcipy, później w amatorskim Zespole Estradowym przy fabryce...
Pewnego roku, po ogromnych roztopach śniegu na łąkach utworzyło się duże rozlewisko, które nagle zamarzło. szybko skonstruowałem bojer ( a żagiel mama uszyła z kilku prześcieradeł). Szalałem po gładkiej tafli lodu, a starsze kobiety przechodzące żegnały się mówiąc:"co to za zjawa lata nad łąkami?!"
Po kilku latach za liczne płatne usprawnienia maszyn produkcyjnych kupiłem motor i rozrywkowo trwałem w stanie kawalerskim do 29 roku życia...
Aż w 1963 roku ożeniłem się z Anią Grątkowską, farmaceutką z Konstancina. Po ślubie i hucznym weselu otrzymaliśmy część willi babci żony w Warszawie, więc przenieśliśmy się. Z mamą i rodzicami żony odwiedzaliśmy się często przez wiele lat. Mając już dwójkę dzieci - Elę urodzoną w 1966 roku i Piotra urodzonego w 1968 roku, wciąż pracując ukończyłem wieczorowo Politechnikę Warszawską w 1971 roku, jako inżynier mechanik. Każde z dzieci posiada tradycyjnie konia i dwa psy oraz firmę zielarsko-medyczną. Piotr mieszka w Warszawie, a Elżbieta, po mężu Malińska w Poznaniu. Córka Elżbieta ma syna Patryka urodzonego w 1992 roku w Toronto, gdzie córka z mężem mieszkała 8 lat. Patryk studiował etnologię na Uniwersytecie Poznańskim. Wielka szkoda, że moja mama nie zdążyła poznać wspaniale zapowiadającego się prawnuka, bo zmarła w 1984 roku po ciężkiej pracy i przeżyciach Nagłe odejście mamy przeżyłem wyjątkowo boleśnie. Przez ostatnich 12 lat mieszkała w Konstancinie w wygodniejszym kwaterunku, dzięki wstawiennictwu wspaniałej aktorki pani Mai Komorowskiej, ponieważ już wcześniej miały okazję się zaprzyjaźnić.
Do grobu rodzinnego moich najbliższych dołączyła ukochana
Żona ś.p. Anna z domu Grątkowska ur. 31.05.1940r. Po długiej i ciężkiej chorobie zmarła 21.01.2018r. Wyjątkowo
zasługuje tu na uwiecznienie. Szkoły ogólne ukończyła w Konstancinie, a
farmaceutyczną w Warszawie. Długo pracowała w Zakładzie Botaniki
Farmaceutycznej. Później z zamiłowaniem prowadziła działalność
zielarsko-medyczną, służąc ludziom pomocą w zakresie ziołolecznictwa. Tą pasję
przelała na córkę Elżbietę i syna Piotra, którzy dzięki niej odnaleźli swoją
drogę zawodową. Była osobą bardzo dobrą, subtelną, wrażliwą i delikatną.
Uwielbiała muzykę, szczególnie utwory Chopina, które sama grała na pianinie.
Zachwycała się operą, baletem i tańcem. Potrafiła docenić sztukę, poezję i
malarstwo. Wrażliwa na piękno przyrody, lubiła zwiedzać ogrody, przechadzać się
wśród łąk i pól, spacerować brzegiem morza i podziwiać zachody słońca. Zawsze
bardzo skromna, nie miała wielkich wymagań wobec życia i ludzi, wyjątkowo
umiała cieszyć się ze zwykłych, prostych rzeczy. Tolerancja i wyrozumiałość
były Jej wspaniałą dewizą inteligencji i charakteru. Wielką radość sprawiały
Jej rozmowy z wesołym wnukiem Patrykiem.
Jednak przytłoczona była licznymi stresami… Toteż tą delikatną i
niezwykle czułą osobę zmogła bolesna, ciężka choroba, która odbierała Jej siły
oraz chęć do egzystowania. Brak wyraźnej poprawy mimo naszej intensywnej opieki
i leczenia spowodował utratę nadziei w wyzdrowienie. Wierząc w drugie życie z
ufnością przyjęła sakramenty święte, życząc najbliższym trzymania się dzielnie…
Długa choroba bardzo Ją osłabiła, bo zmagania na przemian w szpitalu i w domu
trwały półtora roku, do momentu kiedy wyniszczone, zmęczone ciało uwolniło
nieśmiertelną duszę, którą Bóg zabrał do lepszego, spokojniejszego świata. W ogromnym
smutku pogrążyła się cała rodzina i przyjaciele. Ciężko przeżywam odejście
Żony, gdyż dzieliliśmy wszystkie zmartwienia i radości w narzeczeństwie i
małżeństwie razem prawie 60 lat. Dalsze piękne plany los pokrzyżował. Chociaż Jej
nie ma przy nas, ale zawsze pozostanie w naszych sercach i pamięci, bo miłość
jest wiecznością. W modlitwie i łez potoku niech popłyną w świat moje ostatnie
słowa:
Gorąca miłość dawana z serca szczerości,
Niechby Jej wieczność rozświetlała!
Bolesne odejście nie przerwie tej miłości,
Bo Bóg Ją powołał i pójść musiała!
Odeszła, ale chcemy by była blisko nas,
Więc każdy ją ukochaną wciąż woła,
Aby wróciła na ziemie chociaż raz,
Z Nieba – przeznaczonego dla wspaniałego
Anioła!
Boże ! Twój Syn umarł i zmartwychwstał,
Więc mocą tej niezwykłej tajemnicy,
Uczyń aby ten cud znowu się stał,
Łaskawy dla Twojej wiernej służebnicy,
Całym sercem Ci szczerze oddanej,
Przez Chrystusa Pana naszego Amen
Wciąż słyszę mojej najdroższej odpowiedź:
„Powrotu na ziemię nie czekaj,
Choć głos Twój z błękitów mnie woła,
Bo już nie zmienisz w człowieka,
Kto się przemienił w Anioła!...
Moc nieskończonej miłości w sobie mamy,
Więc na pewno kiedyś się spotkamy!..


Zdjęcia związane z treścią wpisu:
Gościnny nasz dworek z 1918 roku( fot.. z lat 30-tych XX w.)
Żniwa w majątku Przyspa przed 1939 rokiem
Czasy dzieciństwa na tle dworku w Przyspie
Ja z Rodzicami po I komunii św.
Moja Mama kilka lat po ślubie
Nasi bliscy w armii 1920 r. przeciw bolszewikom
Rok 1920 podczas ćwiczeń wojskowych

Grób dziadków na cmentarzu w Kuczborku k/Żuromina
Moja siostra Danusia na łożu śmierci w wieku 5 lat
Rok 1942, ja z bratem Wiesławem ( od prawej) i gośćmi
Rodzice ze mną i gośćmi, a wśród nich ksiądz Żochowski z Sarnowa

Ostatnia wiosna w lesie brzozowym, od lewej Mama i Marysia Grześkowiak ( córka starszej siostry ojca Janiny) z kolegą
 |
Patrol bojowy NZW, Okręgu Północnego Mazowsza( Wiesław z mapą)
|
1945, Oddział NZW, Wiesław trzeci od lewej
 |
Pozostali synowie Dziadka, od lewej Stanisław, Aleksander i Kazimierz
|
Żona obok mnie i synowie stryjów; Andrzej oraz Jerzy( od prawej)
 |
Brat Taty - Olek, oficer po kampanii wrześniowej, w 1940 roku, czynny w Londynie
|
Żona z dziećmi i moją Mamą w Zakopanym, rok 1972
 |
1964 rok- szczęśliwa Żona nad morzem rok po ślubie
|
 |
1968 rok- od prawej Żona z córką Elą, swoją mamą i siostrą
|

Nasza dawna willa w Warszawie z 1925 roku, na froncie brzoza, pomnik przyrody
 |
Moja rodzina przed dawną willą Żony w Konstancinie
|
1995 rok, Żona wnukiem Patrykiem w Toronto
Ostatni nasz Sylwester w Operze Narodowej( od lewej przyjaciel Piotr)
Moja Córka Elżbieta zawsze wesoła
Córka ze swoja Gracją ubraną do zawodów
 |
Córka Elżbieta i syn Piotr w Zakopanym
|

Syn Piotr ze swoim koniem fryzyjskim Wentusem
Ślub Córki Elżbiety ze Sławkiem Malińskim w Toronto 1990

Córka z synem Patrykiem na tarasie swego domu w Luboniu
Wnuk Patryk ze swoim pięknym owczarkiem
Zdjęcie naszego grobu rodzinnego na cmentarzu w Konstancinie-Skolimowie
Uroczyste
wydarzenie: 24.02.23 r.: V-Wojewoda Wielkopolski wręcza mi odznaczenie
Prezydenta RP nadane pośmiertnie dla ś.p. Wiesława, Taty, i Mamy


Uroczyste wydarzenie 2-3.09.23 r.: Syn Piotr odsłania Panteon Żołnierzy Wyklętych w Sierpcu walczących na Mazowszu Północnym.
Niedawno
było uroczyste odsłonięcie panteonu Żołnierzy Wyklętych w Sierpcu.
Zawarto tu fragmenty z odsłonięcia pamiątkowego panteonu Żołnierzy
Wyklętych działających niepodległościowo na Mazowszu Północnym. Wśród
kilkudziesięciu nazwisk znajduje się mój ś.p. Tata i Brat Wiesław.
Natomiast na zdjęciach uchwycono przedstawicieli władz lokalnych,
kościelnych i Stowarzyszenia Kombatantów w Płocku. Wśród osób
uczestniczących w wydarzeniu był m.in. mój Syn Piotr, który miał
zaszczyt odsłonić panteon z dwoma innymi potomkami Wyklętych,
zaprzyjaźniony p. Paweł Felczak ze stowarzyszenia Kombatantów - jeden z
ważniejszych organizatorów doniosłego wydarzenia,
Zdjęcia z uroczystości odsłonięcia panteonu, w której bierze udział 3
potomków Żołnierzy Wyklętych w tym mój Syn Piotr (zielona koszula) i
zaprzyjaźniony p. Paweł Felczak ze stowarzyszenia Kombatantów -
organizator wydarzenia.
Uroczyste wydarzenie 9.10.23 r. Syn Piotr odsłania obelisk z pamiątkową tablicą ś.p. Wiesława, gdzie zginął
PO DŁUGICH STARANIACH - INSTYTUT PAMIĘCI NARODOWEJ ODDZIAŁ W KATOWICACH
ORAZ NADLEŚNICTWO ZŁOTY POTOK DOPROWADZILI DO UROCZYSTEGO UPAMIĘTNIENIA I
ODSŁONIĘCIA PAMIĄTKOWEJ TABLICY NA GŁAZIE PRZY LEŚNICZÓWCE DĘBOWIEC ZA
CZĘSTOCHOWĄ, GDZIE DOWÓDCA GRUPY NARODOWEGO ZJEDNOCZENIA WOJSKOWEGO
PLUT.ŚP. WIESŁAW PURZYCKI; ŻOŁNIERZ ARMII KRAJOWEJ I POWOJENNYCH
ORGANIZACJI BOJOWYCH ZOSTAŁ ZAMORDOWANY PRZEZ KOMUNISTYCZNY URZĄD
BEZPIECZEŃSTWA.
Msza św. w pobliskim kościele rozpoczęła tą
uroczystość z udziałem głównych organizatorów: Naczelnika w IPN p. Jana
Kwaśniewicza oraz Szefostwa Nadleśnictwa Złoty Potok, Przedstawicieli
Gminy Olsztyn i Poraj, delegacji ze Stowarzyszenia Krzewienia Etosu
Armii Krajowej, Stowarzyszenia Ofiar Wojny, asysty Wojska Polskiego z
generałem włącznie, reprezentacyjnej Straży z orkiestrą i Drużyn
Harcerskich. Dużą wagę wydarzenia stanowiły też liczne poczty
sztandarowe, a także przybyli goście aż z Płocka z p. Pawłem Felczakiem
na czele ze Stowarzyszenia Kombatantów 11 - Grupy Operacyjnej Naczelnych
Sił Zbrojnych, gdzie m.in. walczył ten młody Bojownik Niepodległości.
Cały kościół wypełniony był także młodzieżą oraz okolicznymi
mieszkańcami z dwoma bardzo zaangażowanymi księżmi, oczywiście przy
udziale szanownych gospodarzy Leśniczówki Dębowiec i wielu reporterów.
Po
mszy św. uczestnicy przemieścili się pod bramę Leśniczówki, gdzie
pomnik pamięci Bohatera został odsłonięty przez mojego Syna Piotra i
poświęcony przez dwóch księży.
Poniżej zdjęcia z tego dużego i
ważnego wydarzenia: Na pierwszym zdjęciu śp. Wiesław i jego pośmiertne
odznaczenie, na drugim tablica z patriotyczną inskrypcją, a na trzecim
bardzo oddani upamiętnieniu - Dyrektor Szkoły p. Danuta
Służałek-Jaworska, mój Syn Piotr i przyjaciel Jerzy Gryglewski z
Częstochowy.





.jpg)
.jpg)
.jpg)



Pierwsze trzy zdjęcia pochodzą z archiwum rodzinnego, kolejne są autorstwa Instytutu Pamięci Narodowej Oddział w Katowicach.
Zdjęcia nadesłał Pan Zenon Purzycki.